Tradycjonalizm

Krytyczne spojrzenie

Polemika z tradycjonalizmem - Ograniczenia w Mszy trydenckiej

Dodano: 2021-08-21
16 lipca 2021 roku papież Franciszek wydał Motu proprio "Traditionis Custodes" ograniczający dostęp do sprawowania przedsoborowej mszy zwanej często jako "Msza wszech czasów" św. Piusa V.

Witam Państwa. Dla tradycjonalistów dzień 16 lipca 2021 r wszedł na ich ponure karty historii, bowiem tego dnia papież wydał dekret, w którym drastycznie ograniczył możliwość sprawowania przedsoborowej Mszy uzależniając to od decyzji lokalnego biskupa, który z kolei powinien upewnić się, że te środowiska, które występują o to pozwolenie, nie podważają nowej formy liturgicznej i nauczania papieża.

Z jednej strony doskonale rozumiem, że jest ból, gdy papież, głowa Kościoła, któremu przypisuje się władzę absolutną i bezwzględną, zakazuje pewnej grupie ludzi czegoś, co uważają za święte, jedyne słuszne i z ich punktu widzenia nie pozostawiając im żadnej alternatywy – w podobnej sytuacji, gdyby to uderzyło w moje przekonania i wartości, to pewnie bym się załamał.

Z drugiej strony jednak papież uważa, że dotychczasowe pozwalanie na odprawianie mszy wg tego rytu burzyło jedność, oraz pogłębiało rozłam i kryzys w Kościele, nasilało podział – o czym został zaalarmowany przez biskupów z bardzo wielu zakątków całego świata. Więc z jego punktu widzenia musiał tego dokonać, aby ratować przed pogłębiającym się podziałem Kościoła.

I tutaj chciałbym przejść do kwestii celu nakręcenia tego filmu. A mianowicie nie chcę ukrywać, że nie podzielam punktu widzenia tradycjonalistów, dlatego też chciałbym zaprosić ich do skonfrontowania ich przekonań z pewną formą krytyki, którą za chwilę zaprezentuję. Jak zaobserwowałem, w ciągu kilku ostatnich lat można było zaobserwować wzmożoną działalność aktywistyczną wszelkich środowisk tradycjonalistycznych, oraz ich szeregowych sympatyków.

Media i środowiska, które niegdyś bardzo ceniłem (jak np. Media Narodowe, PCh24.pl, Gloria.tv, pan Paweł Lisicki i wielu innych nagle zaczęły jednym głosem krytykować reformy ostatniego Soboru Watykańskiego II, ostatnich papieży, Nową Mszę, ekumenizm, a w szczególności papieża Franciszka. I tutaj może taka mała dygresja, ponieważ wielu moich znajomych pyta się mnie o mój stosunek do papieża Franciszka. Odpowiem tak... Nie jest to może mój nr 1., nie jest moim ulubionym papieżem, w bardzo wielu kwestiach mam całkowicie odmienne zdanie niż on, więc należałoby powiedzieć, że może nie tyle jestem wielkim zwolennikiem samego papieża Franciszka, co jestem bardzo wielkim zwolennikiem szacunku wobec papieża, jaki by on nie był.


I boli mnie to, gdy widzę, jak tradycjonaliści odzierają go z tego szacunku – zważywszy na to, że często przypisują mu różne herezje jak kwestia pachamamy, komunia dla rozwodników – z czym się nie do końca zgadzam, ale o tym później. Tak więc zaobserwowałem w ostatnich czasach duże nasilenie tej tradycjonalistycznej krytyki w tych dość sporych i znaczących mediach, jak i również na forach – takiego zmasowanego ataku doświadczył chociażby ojciec Remigiusz na swoim kanale Mocni w Duchu, co zaskutkowało ich zbanowaniem i wyzwaniem od terrorystów.

Tak więc za punkt odniesienia obrałem sobie film z kanału „Trudno być katolikiem” „PILNE ! Papież ogranicza nam dostęp do Mszy Trydenckiej„ – z uwagi na to, że informacje tam zawarte są bardzo skondensowaną porcją takiej ogólnej argumentacji podnoszonych przez większość zwolenników przedsoborowej tradycji. I zapraszam oczywiście Was tradycjonaliści do skonfrontowania się z nimi z uwagi na to, że – nie oszukujmy się – to właśnie wy - tradycjonaliści - macie często nam – progresywnym katolikom aprobującym Nową Mszę i te wszystkie posoborowe zmiany - dużo do powiedzenia.

Więc chciałbym powiedzieć, że wszystkiego tego z dużą uwagą słuchałem i chciałbym teraz się do tego odnieść.

A więc po tym wstępie czas przejść do krytycznej analizy filmu – który jest takim streszczeniem najczęstszych zarzutów i postulatów różnych środowisk okołotradycyjnych.

 

Taką pierwszą kwestią, która wymaga tutaj wyjaśnienia – jest to termin "tradycja" – ponieważ jest to bardzo często niewłaściwie rozumiane zarówno przez tradycjonalistów jak i nie-tradycjonalistów, a o tym przecież będziemy tutaj głównie mówić. Otóż to co odróżnia Kościół katolicki od większości wyznań protestanckich, to że na równi z Biblią nasz Kościół stawia Świętą Tradycję.:

KKK 97 "Święta Tradycja i Pismo święte stanowią jeden święty depozyt słowa Bożego" 66, w którym - jak w zwierciadle - Kościół pielgrzymujący kontempluje Boga, źródło wszystkich swoich bogactw.

I właśnie ta odwieczna prawda jest źródłem zarzutów stawianych przez tradycjonalistów, którzy wręcz grzmią, że po Soborze Watykańskim II Kościół zerwał z odwieczną tradycją, z tradycyjną mszą, tradycyjnym nauczaniem itd. I moim celem będzie ukazanie, że mocno się mijają z prawdą. Ale to na co chciałbym zwrócić uwagę w tej chwili – to, że nie jest to do końca prawidłowa logika, która ma nawet swoją nazwę – a mianowicie: „ekwiwokacja”. Otóż ten błąd zachodzi wtedy, gdy pewne słowo, które posiada wiele znaczeń sprowadzamy do jednego i tego samego znaczenia.

Dla przykładu: słowo zamek może mieć dwa znaczenia – jedno to budowla, a drugim znaczeniem może być mechanizm zamykania drzwi. I takim przykładem błędu ekwiwokacji jest twierdzenie, że nieprawdą jest iż w Krakowie są zamki w drzwiach, bo przecież wiadomo, że w Krakowie jest tylko jeden zamek – ten królewski. Tak samo i z tradycją. Kościół używa słowa tradycja w kilku znaczeniach.


Jednym z tych znaczeń jest Tradycja Apostolska – i ta tradycja jest pisana wielką literą T. I to właśnie ona stanowi nieodłączną i niezmienną część depozytu wiary stojącą na równi z objawieniem Biblijnym. A oprócz tego używa tego terminu do innych tradycji pisanych dla odmiany - małą literą t – takich jaki tradycje liturgiczne, teologiczne, pobożnościowe itp. I one w przeciwieństwie do Tradycji Apostolskiej (tej pisanej wielką literą) już nie mają waloru niezmienności.

Jak to Kościół rozumie i rozróżnia – można to zobaczyć np. w KKK w punkcie 1209, gdzie są właśnie zestawione te dwie tradycje – jedna pisana wielką literą T, a inne pisane małą literą t:

KKK 1209 Wierność Tradycji apostolskiej, to znaczy komunia wiary i sakramentów otrzymanych od Apostołów, stanowi kryterium, które zapewnia jedność w wielości form tradycji liturgicznych. Komunia ta jest oznaczana i zapewniana przez sukcesję apostolską.

A nadto na stronie teologia.pl czytamy:
https://www.teologia.pl/m_k/kkk1t01.htm

Od Tradycji apostolskiej należy odróżnić "tradycje" teologiczne, dyscyplinarne, liturgiczne i pobożnościowe, jakie uformowały się w ciągu wieków w Kościołach lokalnych. Stanowią one szczególne formy, przez które wielka Tradycja wyraża się stosownie do różnych miejsc i różnych czasów. W jej świetle mogą one być podtrzymywane, modyfikowane lub nawet odrzucane pod przewodnictwem Urzędu Nauczycielskiego Kościoła.

Więc to, do czego będę zmierzał, to że Kościół na Soborze Watykańskim II faktycznie zerwał z tradycją – ale jedynie z tą tradycją pisaną przez małe t, która ani nie ma waloru niezmienności, ani ta sytuacja nie była pierwszą w dziejach Kościoła, kiedy to położono kres pewnym tradycyjnym zwyczajom, obrzędom, jak i naukom.

Cóż dla przykładu można by było uważać za tradycję apostolską? Jest to np. kanon Pisma Świętego, niektóre stacje drogi krzyżowej, autorstwo Ewangelii, źródło interpretacji Pisma Świętego – a z tego się bierze np. niezachwiana wiara w Trójcę Świętą itp. Cóż może być tradycją pobożnościową? Może to być np. święcenie jajek w Wielką Sobotę, ale również niedawno narodziła się nowa taka tradycja – a mianowicie święcenie pojazdów mechanicznych w dzień św. Krzysztofa.

Jakby nie patrzeć, choć bardzo młoda, to jednak też już stała się naszą tradycją. Tak więc widzimy, że takie tradycje, choć niewątpliwie są tradycjami, to w żaden sposób nie mogą być stawiane na równi z Tradycjami apostolskimi pisanymi wielką literą T, która to razem z objawieniem biblijnym stanowi trzon naszego depozytu Słowa Bożego.

Tak więc pani Anna z omawianego filmu zaczyna od tego, że papież Franciszek ograniczając dostęp do Mszy Trydenckiej dokonuje aktu przeczącego woli Benedykta XVI (6:07)

Jednakże jak sama pani Anna wcześniej wspomina – cytując papieża Franciszka, że jedność, jakiej pragnął papież Benedykt XVI została zlekceważona, a ustępstwa doprowadziły do zwiększenia dystansu, umocnienia różnic, tworzenia opozycji, które ranią Kościół i utrudniają jego drogę, wystawiając go na ryzyko podziału. Więc stawianie takiej tezy jest zdumiewające w kontekście wcześniejszej jej wypowiedzi. Co do papieża Benedykta XVI - Również i ja nie raz spotkałem się z opinią, że ten papież kochał mszę trydencką i pragnął jej przywrócenia. Mało tego – słuchając prelekcji pana Rzepki można się było dowiedzieć, że przed wieloma laty kard. Ratzinger dosyć krytycznie wypowiadał się na temat tych zmian w liturgii, niejako popierając dzisiejsze zarzuty stawiane przez tradycjonalistów - twierdząc, że Nowa msza jest produktem sfabrykowanym.

I przepraszam – tutaj na chwilę przerwę, bo chciałbym zapowiedzieć, że przygotowuję się do polemiki z panem Rzepką – zdanie po zdaniu – bo mimo jego dość sporej wiedzy, to od błędnej logiki aż się roi. Ale wracając do wątku kard. Ratzingera, późniejszego papieża Benedykta XVI. Trudno mi to osobiście zweryfikować, ale przyjmijmy, że to prawda. Jednakże proszę zwrócić uwagę na to, że niewątpliwą cechą człowieka myślącego jest to, że czasem potrafi zmienić zdanie. I dlaczego ja o tym mówię? Otóż jak najbardziej jest dla nas ważne, to co powiedział kard. Ratzinger, ale zdecydowanie nie jest to ważniejsze od tego, co robił, co głosił i jak postępował za dni swojego pontyfikatu, gdy był papieżem Benedyktem XVI.

W książce „Księga papieży” Kazimierza Dopierały (wydanie z 2019 r.) czytamy, że Benedykt XVI kontynuował dialog z przedstawicielami bractwa św. Piusa X. W 2005 roku przyjął bpa Bernarda Fellaya (przełożonego generalnego tego bractwa). Jednak nie doszło do zbliżenia stanowisk, ponieważ Bernard Fellay odrzucił 26 czerwca 2008 roku w imieniu Bractwa możliwość uznania pełnej zwierzchności papieża, zaakceptowania reform Soboru Watykańskiego II oraz [uwaga !] zaakceptowania nowej liturgii. Co się z tego dowiadujemy? Ano przede wszystkim tego, że papież Benedykt oczekiwał zaakceptowania nowej liturgii. Czyli jednak wg papieża nowa liturgia jest czymś, czemu należy się akceptacja.

No i ciągnąc dalej ten wątek, to chciałbym się spytać tradycjonalistów – ile razy papież za swojego pontyfikatu odprawił Mszę w tradycyjnym rycie? Przecież był papieżem – jednym skinieniem palca mógł przywrócić dawny porządek. Ile razy zachęcał, namawiał do powrotu do starej rzeczywistości? Ile razy krytykował tę nową rzeczywistość, gdy był papieżem?

I w tym rozważaniu chciałbym pójść nawet o krok dalej – a mianowicie hojnie założyć, że papież Franciszek zaprzeczył woli papieża Benedykta, co jest oczywiście nieprawdą, ale oczywiście poczynię takie założenie. Nawet jeśli jeśli to zrobił, to czy nie miał takiego prawa? Oczywiście, że miał. Sam Jezus Chrystus wyraźnie nas pouczał, że co rozwiążecie na ziemi, będzie rozwiązane w niebie. Więc zarządzenie późniejsze zawsze stoi nad zarządzeniem wcześniejszym, a nie odwrotnie. I takich przykładów nie brakuje w historii Kościoła.


Weźmy taki przykład jak papież Sykstus V – było to zaraz po Soborze Trydenckim. Otóż ów papież wydał swoją wersję Biblii - Wulgaty i wydając bullę promulgacyjną obłożył karą ekskomuniki każdego, kto by ośmielił się dokonać choćby najmniejszej zmiany w tym wydaniu, oraz nakazał bezwzględnie ją stosować w całym Kościele przez minimum 10 lat. I tak się złożyło, że po kilku miesiącach papież zmarł, a biskupi i kardynałowie, nie czekając na wybór nowego papieża od razu powzięli kroki w celu wycofania tej Wulgaty z obiegu i jej zniszczenia. I zauważmy, że nikt do nich nie ma pretensji, nikt ich nie potępił, a następny papież nawet nie czuł konieczności w sposób uroczysty odwołać to, co uroczyście ustanowił Sykstus V.


Niektórzy próbują tę prawdę rozmywać, że papież nie promulgował swojej Wulgaty, bo rzekomo trwały wciąż dyskusje z kardynałami i papież przychylał się do wstrzymania się z tą promulgacją, aż do czasu zakończenia prac. Teoria jest piękna, ale jeśli mamy trzymać się faktów, to zauważmy, że to wydanie już było puszczone do druku i było już rozprzestrzeniane, a po śmierci papieża duchowieństwo usiłowało w pośpiechu i podstępnie zatrzeć wszelkie ślady jej obecności skupując i niszcząc wszelkie te wydania posiłkując się kłamstwem, jakoby była to ostatnia wola papieża.


Dziwne by było, gdyby papież przystał na prośbę biskupów i kardynałów, a mimo tego pozwalał na drukowanie i rozpowszechnianie swojego wydania. Cały kontekst wskazuje, że musiało dojść do jakiegoś ostrego konfliktu pomiędzy papieżem i kardynałami. Nie wiem – może były to kwestie ambicjonalne – może papież ostro skrytykował ich nieudolność, że przez kilka lat nie potrafią zrobić dobrego wydania Wulgaty i on sam by to zrobił lepiej. Nie wiem... W każdym razie ta teoria nie trzyma się kupy.

Warto podkreślić, że papież ma władzę w Kościele absolutną, bezwzględną i nic, ani poprzednicy, ani nawet sobór powszechny nie stoi nad jego decyzjami. Jedyne, czego papież nie może uczynić, to zmienić dogmatów wiary:

Konstytucja dogmatyczna „Pastor aeternus”, Rozdz. III, 23-24, Pius IX, 1870 r.


Dlatego porzucają prawdę ci, którzy twierdzą, że od decyzji biskupów Rzymu można się odwoływać do soborów ekumenicznych, jako do autorytetu wyższego od biskupa Rzymu. Gdyby zatem ktoś mówił, że biskup Rzymu posiada tylko urząd nadzorowania lub kierowania, a nie pełną i najwyższą władzę jurysdykcji w całym Kościele, nie tylko w sprawach wiary i moralności, ale także w sprawach dotyczących karności i rządzenia Kościołem rozproszonego po całym świecie [...] niech będzie wyklęty.

 

Dalej Pani Anna wskazuje, że wyższość przedsoborowego nauczania w stosunku do obecnego nauczania polega na tym, że tamto nauczanie było niezmienne.

I niestety bardzo ładnie to brzmi, ale jest to nieprawda. Nauczanie Kościoła jest owszem niezmienne – w kwestii dogmatów – ale właśnie w tej kwestii nic się nie zmieniło do dnia dzisiejszego i żadnych takich zmian nie dokonał również Sobór Watykański II. Natomiast inne kwestie – jak tradycje liturgiczne, dyscyplina, nauczanie definitywne – to się zmieniało nieustannie. Weźmy np. taką praktykę modlitwy na wschód. Była to niezmienna tradycja Kościoła sięgająca czasów apostołów. Od pierwszych wieków chrześcijaństwa modlitwa była orientowana w kierunku wschodnim (podobnie jak Żydzi modlili się w kierunku Jerozolimy, a później muzułmanie w kierunku Mekki) i ta tradycja funkcjonowała aż do XVI wieku.


Wówczas po wydaniu mszału św. Piusa V zmieniono to i od tej chwili Kościół orientował swoją liturgię na krzyż – niektórzy nazywają to teologicznym wschodem. Od X do XVI wieku wszystkie świątynie były orientowane w kierunku wschodnim – ale tak jak wspomniałem – od początków chrześcijaństwa był to realny kierunek wschodni – do tego stopnia, że nawet w XVI wieku zdarzało się odprawiać liturgię w kierunku ludu, jeśli to był oczywiście ten kierunek wschodni (oczywiście w tej sytuacji i wierni odwracali się na wschód – ale nie zmienia to faktu, że to kapłan był przodem do wiernych). Tradycja została całkowicie porzucona, zapomniana, a ja bym się nawet o niej nie dowiedział, gdyby nie książka kard. Ratzingera „Duch Liturgii” – można znaleźć to w internecie.

Liturgia nieustannie ewoluowała. Dla przykładu – wspólne wyznanie wiary (które zostało sformułowane na soborach Nicejskich i Konstantynopolitańskim w IV wieku) zostało wprowadzone do liturgii dopiero w XI wieku (czyli 6 wieków później) na życzenie cesarza Henryka I. Modlitwy prywatne odmawiane po cichu przez kapłana podczas wejścia, ofetorium i komunii – to przełom VII-IX wieku. W pewnym momencie zanika również Komunia w postaci wina, zwykły chleb ustępuje miejsca chlebowi przaśnemu i Komunię zaczyna się przyjmować do ust, a nie na rękę. Zwróćmy uwagę na ustanie tradycji łamania chleba – mimo iż ślady tej praktyki są obecne w samej Biblii. W pierwszych wiekach po liturgii Słowa neokatechumeni musieli opuścić liturgię.

Aż nie sposób wyliczyć wszelkich zmian, jakie dokonywały się na przestrzeni wieków. Również jeśli popatrzymy na nauczanie. Spójrzmy na kwestie Kopernika i Galileusza – Kościół stanowczo potępił ich nauki, a ich dzieła umieścił w indeksie ksiąg zakazanych – bo ich teorie nie zgadzały się z nauczaniem biblijnym, w którym to Jozue zatrzymał słońce. Dziś to już inaczej rozumiemy – ale wtedy właśnie Kościół tak to rozumiał, tak nauczał i zabraniał głosić inaczej. Kościół przez długie wieki zabraniał i potępiał używania Biblii w językach narodowych. Pierwsi robili to protestanci. To ograniczenie zostało zniesione dopiero w XVIII wieku, ale dalej nie można było używać przekładów tłumaczonych bezpośrednio z języków oryginalnych – a jedynie z łacińskiej Wulgaty. To ograniczenie zostało ostatecznie zniesione dopiero przez Piusa XII – czyli również przed ostatnim soborem.


Abstrahując od czarnej legendy Inkwizycji, to jednak i tutaj można się dopatrzeć mrocznych kart w historii Kościoła. Przykładem tego może być postać papieża Innocentego VIII, który swoją bullą Summis desiderantes zaadresowaną do Henryka Kramera – wyjątkowo okrutnego i nadgorliwego inkwizytora wyraził aprobatę dla jego działań, co stało się podłożem wielu krwawych i brutalnych procesów. I to jest również kolejny przykład ukazujący, że nawet Kościół przedsoborowy porzucił pewne formy nauczania papieży. Już nie wspominając, jaką to transformację przeszedł sakrament pokuty, procedury wyboru na papieża i wiele wiele innych kwestii.

Dalej pani Anna podnosi zarzut, że jest to rodzaj ataku na nich - tradycjonalistów.

A czy to nie jest tak, że to właśnie Wy najbardziej atakowaliście posoborowych papieży, Sobór Watykański II, a szczególnie papieża Franciszka?
Tradycjonaliści zarzucają papieżowi, że ten ich atakuje. A czy przypadkiem ta decyzja papieża nie była podyktowana tym, że to przede wszystkim tradycjonaliści atakowali posoborowy Kościół, papieży, Nową Mszę? Niewiele trzeba, aby to pokazać, że tak niestety właśnie było. Ileż to jadu się wylewało na papieża Franciszka, nie wspominając Pawła VI, ojców ostatniego soboru, a nawet Jana Pawła II.

Pani Anna (choć nie pamiętam, czy w tym filmie, czy wcześniejszym) wielokrotnie i mocno podkreśla fakt, że uroczysta Bulla Piusa V nakazująca stosowanie jego mszału po wsze czasy i zabraniająca jakichkolwiek zmian, choćby najmniejszych ma walor nieomylności i nieodwołalności. To samo miałoby dotyczyć wszelkich postanowień soborów powszechnych. Tak więc w tym momencie zajmiemy się problemem dogmatu o nieomylności i nieodwołalności, bo mam wrażenie, że nawet ci lepiej zorientowani tradycjonaliści nie do końca rozumieją ten problem.

Otóż na początek warto zwrócić uwagę na pewne – moim zdaniem – podwójne standardy. Z jednej strony utrzymują, że bulla Quo Primum Tempore jest natchniona i nieodwołalna – i tutaj oczywiście z całą stanowczością stawiają takie tezy, a z drugiej strony, jak przechodzi do dyskusji o nieomylności aktu kanonizacji, to tutaj już twierdzą sobie, że one wcale nie muszą być nieomylne i nieodwołalne, że jest to wątpliwe i nie jest ostateczne. Oczywiście poddają to w wątpliwość, bo nie bardzo im się podoba fakt, że obecny Kościół wyniósł na ołtarze Pawła VI i Jana Pawła II.

Tutaj (tak na marginesie) dodam, że ich zarzutem jest to, iż papież Jan Paweł II uprościł procedury kanonizacyjne (chodzi przede wszystkim o zniesienie urzędu adwokata diabła) – co nie jest prawdą, bo nie zniósł tej funkcji, ale jej zadania powierzył rzecznikowi sprawiedliwości. A poza tym nie wiem, dlaczego tradycjonaliści odmawiają papieżowi prawa do dokonywania zmian w tego typu procedurach? Czyż nie miał władzy uczynić tego jako papież? Uporczywie i publicznie poddając w wątpliwość takie prawo papieża, przeczą nieomylnemu magisterium Kościoła i czynią się podejrzanymi o herezję.

Więc Kościół twierdzi, że ten akt kanonizacji jest nieomylny i nieodwołalny, a tradycjonaliści się z tym nie zgadzają. Co do bulli Piusa V – to Kościół uznaje, że nie jest to nieomylne i nieodwołalne, a tradycjonaliści oczywiście nadają mu walor nieomylności i nieodwołalności. Czyli sami sobie ustalają wg własnych potrzeb i własnego widzimisię, co jest nieomylne, a co nieomylne nie jest. Pytanie tylko – na jakiej podstawie. Aby odpowiedzieć na to pytanie, to warto zacząć od przytoczenia treści dogmatu o nieomylności papieża, który został ogłoszony na I Soborze Watykańskim w konstytucji dogmatycznej Pastor aeternus. Oto jego treść.

Za zgodą świętego Soboru nauczamy i definiujemy jako dogmat objawiony przez Boga, że Biskup Rzymski, gdy mówi ex cathedra – tzn. gdy sprawując urząd pasterza i nauczyciela wszystkich wiernych, swą najwyższą apostolską władzą określa zobowiązującą cały Kościół naukę w sprawach wiary i moralności – dzięki opiece Bożej przyrzeczonej mu w osobie św. Piotra Apostoła posiada tę nieomylność, jaką Boski Zbawiciel chciał wyposażyć swój Kościół w definiowaniu nauki wiary i moralności. Toteż takie definicje są niezmienne same z siebie, a nie na mocy zgody Kościoła.

Tak więc widzimy, że aby było coś nieomylnym i nieodwołalnym, muszą być spełnione pewne warunki, z czego 2 są oczywiste, a jeden chyba nie do końca. Te pierwsze dwa – to że ogłoszona nauka musi być ogłoszona w sposób uroczysty przez papieża, oraz dotyczyć jedynie wiary i/lub moralności. A ten ostatni warunek – mniej oczywisty, to że ogłoszona nauka musi być niezmienna ze swojej natury, a nie na mocy zgody Kościoła. Czyli innymi słowy – Kościół może dogmatyzować jedynie stan faktyczny i ogłaszać, co jest prawdą, a co nią nie jest.

Natomiast nie może dogmatyzować tego, co należy robić, a czego nie należy robić. Innymi słowy – może ogłosić dogmat, że aborcja jest szczególnym złem, ale nie może dogmatycznie (podkreślam słowo: dogmatycznie) zakazać aborcji. Oczywiście Kościół powinien tego zakazywać zawsze i bezwzględnie, ale nie może uczynić z tego dogmatu, bo zakaz aborcji nie jest orzeczeniem stanu faktycznego. Stanem faktycznym może być stwierdzenie faktu, że jest to złem. Mógł ogłosić, że Maryja jest niepokalana i wniebowzięta – Ona wstąpiła i nic nie jest w stanie tego faktu zmienić. I oczywiście Kościół powinien nakazywać kult Maryi, ale znowu nie może uczynić z tego dogmatu – bo to już nie jest ustalanie stanu faktycznego, tylko nauczaniem, co należy robić i jak postępować, oraz narzucaniem pewnej pobożnościowej praktyki.

Tylko orzeczenie stanu faktycznego, który jest zarazem niezmienny ze swojej natury może mieć walor nieodwołalności – cała reszta tej natury nie ma zgodnie z treścią dogmatu o nieomylności i ze słowami Jezusa, „cokolwiek zwiążecie, będzie związane, a cokolwiek rozwiążecie, będzie rozwiązane”.

Weźmy taki konkretny przykład – oddalanie swojej żony. Chyba nikogo nie trzeba przekonywać, że było to dozwolone na kartach Starego Testamentu. Było to prawo dane przez Mojżesza, który na kartach Starego prawa wyraźnie na to zezwalał. I zwróćmy uwagę – „cała Biblia jest przez Boga natchniona” jest dogmatem naszej wiary. Więc Mojżesz zezwolił na tę praktykę pod natchnieniem Ducha Świętego. I dopiero Jezus Chrystus tego zabronił – a spytany dlaczego w takim razie Mojżesz zezwalał na odprawianie żony – odpowiedział, że z robił to ze względu na zatwardziałość waszych serc, ale od początku tak nie było.


Tak więc widzimy, że choć oddalanie żony było zawsze moralnym złem – nawet w czasach Mojżesza, to jednak są możliwe sytuacje, gdy Bóg przyzwala na zło, jeśli jest to jedyna możliwość, aby zapobiec złu znacznie większemu. Gdyby im wówczas na to nie przyzwolił, to Izraelici mogliby nie przystać na przymierze z Bogiem, mogliby stwierdzić, że Bóg za dużo od nich wymaga i oni na to się nie zgadzają, a następnie oddać się innym pogańskim bogom i pogrążyć się w jeszcze większym grzechu.

Tak więc zastanówmy się. Czy akt kanonizacji – tzn. ogłoszenie o heroiczności życia danej osoby i wiary Kościoła o jego obecności w chwale nieba – to czy jest czymś, co może się odstać i sprawić, że nie będzie to prawdą? Nie, nie może – to się dokonało i już się nie odstanie. Czyli to akurat spełnia kryteria definicji o nieomylności, bo jest jedynie stwierdzeniem pewnego faktu. Natomiast czy bulla Piusa V spełnia te kryteria? Więc po kolei: Czy została ogłoszona uroczyście? No tutaj akurat odpowiedź brzmi: „tak”. Czy dotyczy wiary, albo moralności - i tutaj akurat niestety odpowiedź już brzmi „nie”.

Czy jest ustaleniem stanu faktycznego, czy jest niezmienne ze swojej natury? I tutaj odpowiedź również brzmi „nie”. Czy jest zatem aktem nieodwołalnym? Przykro mi – ale nie jest, bo przeczyłoby to słowom Jezusa „cokolwiek rozwiążecie na ziemi, będzie rozwiązane w niebie”. I zwróćmy jeszcze uwagę na dwie ważne rzeczy. Pierwsza – to wybiórczość tradycjonalistów. Z jednej strony chcą nadać mu walor nieodwołalności, niezmienności, ale nie zauważają, że w tej samej bulli papież zabronił jakichkolwiek zmian w mszale – nic dodane, nic usunięte, ani nic nie zmienione po wsze czasy (podkreślam: zakaz dotyczy zmian w mszale, a nie w rycie).

przez tę obecną Konstytucję, która będzie mieć moc prawną po wsze czasy, nakazujemy i polecamy, pod groźbą kary Naszego gniewu, aby nic nie było dodane do Naszego nowo wydanego Mszału, nic tam pominięte, ani cokolwiek zmienione.

No to dlaczego aprobują takie dodatki w mszale jak np. prolog św. Jana na zakończenie mszy? Przecież papież zabronił czegokolwiek dodawać do mszału… Tak samo z trzecim confiteor przed komunią – tego też tam nie było i też zostało dodane.

A drugi problem – to sformułowanie „po wsze czasy” – że ten mszał miał obowiązywać po wsze czasy. Otóż warto wspomnieć, że to sformułowanie nie jest obce nawet Biblii. Bowiem to właśnie Mojżesz nakazał stosowanie ofiar całopalnych i obrzezania po wsze czasy i po wszystkie pokolenia:

2 Krn 2,3 "Oto ja chcę wznieść świątynię imieniu Pana, Boga mego, która jemu byłaby poświęcona, aby składać przed nim wonne ofiary z kadzidła i kłaść stale chleby pokładne, i przynosić ofiary całopalne rano i wieczorem, w sabaty i dni nowiu księżyca, i w święta Pana, Boga naszego, jak to po WSZE CZASY jest w Izraelu"
Rdz 17,9-10 Potem Bóg rzekł do Abrahama: „Ty natomiast i *WSZYSTKIE POKOLENIA PO TOBIE ZACHOWUJCIE MOJE PRZYMIERZE*. (10) Takie będzie moje przymierze, którego ty i twoje potomstwo będziecie przestrzegać między Mną a wami: wszyscy wasi mężczyźni mają być obrzezani.

 

Porównać nauczanie przedsoborowe, które wyznawali święci jak św. Franciszek, Jan Bosco, o. Pio, Klara, itp. - wszyscy byli wychowani na mszy trydenckiej (ok. 11:00).

Dalej pani Anna twierdzi, że Msza się rozwijała organicznie od czasów apostolskich.

- To prawda – od czasów apostolskich msza się rozwijała organicznie. Ale nie wiem, czy Pani Anna zdaje sobie sprawę z tego, że był taki okres, kiedy rozwój organiczny mszy został zatrzymany. I to jest właśnie zdumiewające i najbardziej szokujące – że przestała się rozwijać organicznie po soborze trydenckim. Właśnie ten papież św. Pius V zabraniając wprowadzania jakichkolwiek zmian, choćby najmniejszych po wsze czasy zablokował całkowicie zmiany organiczne na długie 4 wieki. Od tego momentu msza przestała się rozwijać organicznie, czyli położył kres odwiecznej tradycji Kościoła polegającej na organicznym wzrastaniu liturgii.

Duch Święty sobie nie przeczy – najpierw nie mówi, że coś jest prawdą, po to, aby po soborze powiedzieć „nie, to jednak nie jest prawda. To jest prawda, tamto było kłamstwo”. To znaczy, że co? Kościół przedsoborowy to była sekta, a kościół posoborowy to jedyna prawda objawiona?

- Identycznie mogę zapytać ja w kontekście zmian dokonanych na soborze w Jerozolimie opisanym w 15 rozdziale Dz. Ap. Czy ci, którzy przed soborem przez kilkaset lat głosili obrzezanie, to była sekta? Otóż wtedy nie. Ale jak głosili to dalej po soborze Jerozolimskim, to już wtedy tak. Wówczas była to sekta, która została potępiona przez św. Pawła w liście do Galatów.


Pani Anna dalej mówi, że niemal wszyscy święci wzrastali w tej liturgii...

Jest to doprawdy niebywały argument, choć słyszałem go już kilka razy - bo doprawdy nie wiem, co to miałoby oznaczać, a co więcej, po samym poczecie papieży można wykazać, że właśnie w tym okresie, kiedy ta liturgia trydencka była obowiązująca, to mamy najmniej świętych papieży, a z kolei najwięcej (w skali 400 lat) to mamy w 4 pierwszych wiekach, kiedy ta liturgia była uboga, dynamicznie się rozwijała i był obecny język grecki w liturgii, przyjmowano Komunię na rękę itd. I właśnie od czasu ustanowienia mszału Piusa V do Soboru Watykańskiego II – a to było całe 400 lat mamy tylko 2 świętych papieży – wspomnianego Piusa V i Piusa X. I na tym koniec. Po soborze Watykańskim II – czyli raptem 60 lat mamy już 3 świętych papieży: Jan XXIII, Paweł VI i Jan Paweł II. Jan Paweł I żył zbyt krótko, a dwaj pozostali papieże jeszcze żyją.


Tradycjonaliści mają manierę nazywania niemal wszystkiego, co się nie zgadza z ich poglądami – modernizmem.
Otóż skąd się to bierze. Ano przede wszystkim, że ten termin nam katolikom kojarzy się z kilkoma koncepcjami i zjawiskami. Po pierwsze – kojarzy się z herezją potępioną przez św. Piusa X w jego słynnej encyklice Pascendi Domini. Po drugie – kojarzy się z pewnego rodzaju nowoczesnością – bo jakby nie patrzeć to właśnie taka jest etymologia tego słowa. A więc rozumowanie to sprowadza się do takiego toku, że przecież msza, to jest przejaw pewnej nowoczesności, zerwania z odwieczną tradycją – więc tym samym można to zakwalifikować do przejawów modernizmu.

I teraz uwaga – prawdą jest to, że modernizm jest herezją – i nie oszukujmy się – jedną z najgorszych herezji w historii Kościoła, oraz prawdą jest to, że zostało potępione przez papieża Piusa X, jak i prawdą jest to, że ma to bezpośredni związek z pewną nowoczesnością. Ale... I teraz uwaga, bo to będzie ważne. Święty Pius X potępił jedynie pewien specyficzny aspekt tej nowoczesności. A mianowicie nowoczesność w wymiarze interpretacji nauki Kościoła, dogmatów, interpretacji Biblii i wszelkie dążenia do naturalizacji i marginalizacji przestrzeni nadprzyrodzonej.

Czyli spróbuję to zobrazować może jakimiś przykładami. Otóż moderniści uważali, że pewne opisy ewangeliczne takie jak np. cuda Jezusa nie mogą być odbierane w sposób dosłowny, ponieważ nie jest to do końca naukowe, więc my to spróbujemy wyjaśnić obecną nauką i pokazać, że nie należy tego rozumieć dosłownie. Jezus nie musiał istnieć naprawdę, ale był pewną koncepcją, która odpowiadała pewnym potrzebom wewnętrznym ówczesnego człowieka. Jezus nie mógł się urodzić w Betlejem, bo to nie możliwe, aby Józef ją tam zawiózł. Historia ta została zmyślona i dodana, aby ukazać Jezusa na tle starotestamentalnego proroctwa. Itd itd.

I w ten oto sposób moderniści wszystko to, co było trudne do uznania przez naukę, albo wydawało im się niezbyt wiarygodne z naturalistycznego punktu widzenia, to potrafili wytłumaczyć metodami naukowymi, albo sprowadzić do jakiejś legendy, która była niczym innym jak pewną koncepcją, która odpowiadała na wewnętrzne pragnienia, uczucia ówczesnego człowieka. To samo dotyczyło dogmatów. Dotychczasowe herezje negowały jakieś konkretne prawdy wiary jak np. Trójca, natura Chrystusa, natomiast herezja modernizmu próbowała wywrócić do góry nogami sposób rozumowania i interpretacji wszystkiego, co było podstawą nauczania Kościoła, uczynić ją podległą nauce kierując się zasadą, że jak coś stoi z nią w sprzeczności, to oczywiście dać pierwszeństwo i podporządkować ją nauce. Dlatego też w tej herezji o tego typu nowoczesność chodzi.


Tym samym wprowadzanie tej tzw. nowoczesności w liturgii nie ma absolutnie nic wspólnego z modernizmem potępionym przez Piusa X. I tutaj w żaden sposób nie wolno nam odpuszczać tradycjonalistom, ale grzecznie, acz stanowczo prosić tradycjonalistów o wykazanie zmian w liturgii i odniesienie tego do konkretnego fragmentu encykliki św. Piusa X.

Również różnej maści tradycjonaliści zarzucają soborowi wprowadzenie rewolucyjnych zmian – zarówno w teologii, jak i w liturgii. Tego typu zarzuty stawiał również wspomniany pan Rzepka. Jest to temat rzeka – ale tutaj tak na szybko: otóż czy istnieje jakaś nauka kościoła, jakieś nieomylne i nieodwołalne magisterium, które narzucają jakieś ograniczenia do szybkości zmian? Chodzi o obowiązującą naukę, która wskazuje, że taka prędkość i skala zmian jest dopuszczalna, a taka prędkość zmian jest już niedopuszczalna. Czy coś takiego istnieje?


Bo póki co z nauczania przedsoborowego, to ja znam encyklikę Piusa XII Mediator Dei w której papież wyraźnie naucza, że zmiany w liturgii są zarezerwowane dla stolicy apostolskiej – nie narzucając tam jakichkolwiek ograniczeń. Sam argument, że tego wcześniej nie było jest błędny logicznie. Za każdym razem, jak coś się dzieje pierwszy raz, to można postawić zarzut, że tego wcześniej nie było. Ale czy to jest poprawne rozumowanie? I tutaj doprawdy nie interesuje nas rozczarowanie tradycjonalistów – chcielibyśmy zobaczyć nieomylne nauczanie kościoła regulującą kwestie prędkości i skali dokonywanych zmian, które narzucałoby papieżowi takie właśnie ograniczenia.

No i teraz pytanie za 100 punktów: jaki jest ulubiony fragment Pisma Świętego dla tradycjonalistów w kontekście tego problemu porzucenia tej tradycji? Otóż jest to fragment z początku listu do Galatów. Również i pani Anna to przytacza w swoim filmie:

"jeśli choćby anioł głosił wam ewangelię [inną od tej, którą ja wam głosiłem], niech będzie wyklęty".

I znowu jest to zdumiewające, bo pokazuje, że tradycjonaliści w ogóle nie zrozumieli treści i problemu tego listu św. Pawła – i tak się paradoksalnie składa, że ten ustęp uderza właśnie w tradycjonalizm. Dobitnie świadczy o tym kontekst całego listu, jak i kontekst sytuacyjny. Otóż cóż jest treścią tego listu. Aby to zrozumieć warto wrócić się do 15 rozdziału Dziejów Apostolskich, w którym odnajdujemy opis pierwszego soboru powszechnego w Jerozolimie. Otóż wówczas powstał w Kościele spór pomiędzy judeochrześcijanami o to, czy nowo nawróconych pogan należy obrzezać i nakazać im stosowanie całej tej wielowiekowej tradycji mojżeszowej.


I jedni byli zdania, że tak, że trzeba im to narzucić, nakazać, aby się obrzezali i przestrzegali prawa mojżeszowego. Natomiast druga opcja ze św. Pawłem na czele była przeciwnego zdania – że nie należy tego robić, nie należy ich obrzezać i narzucać im przestrzegania tej całej tradycji mojżeszowej. Spór przeniósł się do Jerozolimy, gdzie zgromadzili się apostołowie z Piotrem na czele – i wspólnie i jednomyślnie przyznali rację św. Pawłowi – że nie należy narzucać im tych odwiecznych zwyczajów tradycji żydowskiej, a jedynie polecić, aby powstrzymali się od nierządu, składania ofiar bożkom, od krwi i tego, co zadławione. Tak więc ten właśnie sobór uchylił całą wielowiekową tradycję mojżeszową i położył kres ich zwyczajom – a w tym obrzezaniu.


I co się stało w Galacji. Otóż wtargnęli tam pewni ludzie, którzy za nic nie mieli postanowienia ostatniego soboru, i zaczęli nauczać, że jeśli ci poganie chcą być zbawieni, to muszą się obrzezać i wypełniać prawo mojżeszowe, które stanowiło tę wielowiekową tradycję. I właśnie to spowodowało wściekłość św. Pawła. Za nic nie mieli postanowienia soboru, który właśnie tę wielowiekową tradycję uchylił i uchylił konieczność wypełniania prawa mojżeszowego. I proszę zwrócić uwagę – w tym liście św. Paweł tylko tę jedną kwestię prostuje.


Ci nauczyciele nie głosili niczego innego, jak tylko konieczność zachowania tej wielowiekowej tradycji, mimo iż została ona zniesiona na ostatnim soborze. Czy nie przypomina to do złudzenia dzisiejszego problemu tradycjonalizmu? I jeszcze jedno. Miałem krótką wymianę zdań z panią Anną i miałem wrażenie, że zarzucała mi, iż wymyślam sobie własną interpretację tego fragmentu. Nie, nic nie wymyślam. W bardzo podobny sposób komentują to autorzy komentarzy do Biblii Poznańskiej – zamieszczam scan, można sobie spauzować i sprawdzić.


Tak więc to na razie tyle w części pierwszej tej polemiki. Chciałbym dodać, że moim celem było zwrócenie uwagi, że zjawisko tradycjonalizmu jest poważnym zagrożeniem duchowym i może narazić nasze dusze na potępienie – i to zgodnie oczywiście ze słowami Jezusa „jakim sądem wy sądzicie, takim i was osądzą”. Jeśli tradycjonaliści odbierają możliwość zbawienia tym, którzy nie są podlegli Biskupowi Rzymu (a jest to ważny i najczęstszy punkt ich przekonania – bo jak wiadomo całkowicie odrzucają ekumenizm i głoszą konieczność bezwzględnego nawrócenia w celu podległości papieżowi), to tym samym trzeba mieć na uwadze, że sami dążą do wypowiedzenia posłuszeństwa papieżowi, zbuntowania się przeciwko niemu – i ich reala obecność w Kościele jest pod dużym znakiem zapytania. To niestety oni najbardziej protestantyzują poprzez nawoływanie do tego, aby być posłusznym Bogu, a nie papieżowi – czyli mniej więcej w takim uproszczeniu to samo, co głosili protestanci w XVI wieku.


W dalszej części poruszymy problem przytoczonych przedsoborowych encyklik, które rzekomo stoją w sprzeczności z obecnym nauczaniem Kościoła (na przykład zastanowimy się, czy Mortalio Animos stoi w sprzeczności z posoborowym ekumenizmem), problemem związanym z sentencją „Po za Kościołem nie ma zbawienia”, pochylimy się nad problemem rzekomej protestantyzacji, czy faktycznie Sobór Watykański zmienił nam wiarę, problem wprowadzenia przez papieża Franciszka pachamamy do Kościoła, komunii dla rozwodników, zastanowimy się, czy Sobór Watykański II jest winny spadkowi powołań i upadkowi wiary, laicyzacji, a może jak czas pozwoli, to omówimy jeszcze problem komunii na rękę – chociaż na prawie wszystko można znaleźć już odpowiedzi w wersji tekstowej – zamieszczę pod filmem garść artykułów.