Tradycjonalizm cz. 1
Polecam również 2 część polemiki w wersji tekstowej.
Dzień dobry państwu. Dzisiejszy odcinek będzie trochę nietypowy, bo jak do tej pory zajmowałem się tylko odpowiedziami na zarzuty ateistów, to dzisiaj postanowiłem podjąć temat pewnego zagadnienia, które stanowi problem wewnątrz samego Kościoła Katolickiego - a mianowicie temat tradycjonalizmu i tradycjonalistów. Może na początek zaznaczę, co mam na myśli mówiąc tradycjonalizm - chodzi o pewne przywiązanie do przedsoborowej tradycji (chodzi o tradycję Kościoła sprzed Soboru Watykańskiego II) przejawiające się przede wszystkim w mniej lub bardziej bezpośredniej krytyce tej posoborowej rzeczywistości, samego Soboru Watykańskiego II, jak i przede wszystkim Nowej Mszy. Oczywiście nie mam nic przeciwko przywiązaniu do tejże tradycji w tym sensie, jeśli ktoś po prostu subiektywnie tak czuje, pozwala ona bardziej przeżywać wiarę, lepiej się modlić itd. Moja krytyka jest skierowana do tych, którzy próbują w jakiś sposób głosić, czy też kierunkować przekonania innych, że ta nowa rzeczywistość jest gorsza od starej, że Kościół powinien do tamtej rzeczywistości wrócić, że te zmiany, które dokonały się ponad 50 lat temu to były w rzeczywistości błędem Kościoła, które wydały złe owoce. Tak więc ten materiał jest skierowany do wszelkiej maści tradycjonalistów - od ich sympatyków, poprzez zagorzałych krytyków tych zmian sprzed ponad pół wieku, poprzez bractwo św. Piusa X, a na sedewakantystach skończywszy (czyli tych najbardziej skrajnych poglądowo, którzy uważają, że ostatnim ważnym papieżem był Pius XII - a pozostali to niegodziwcy, heretycy, pachołkowie piekła itp.).
[...]
Tak więc w tym materiale w dużej części będę się odnosił do filmów ks. Bańki z kanału Szkoły Akwinaty1, ponieważ jest to najbardziej znany kanał prowadzony przez duchownego z bractwa św. Piusa X.
Zanim przejdę do argumentacji, chciałbym tak tytułem wstępu wyjaśnić, dlaczego to zjawisko uważam za zagrożenie dla wiary, a wręcz - nie ukrywam, uważam to za dość groźną herezję wewnątrz Kościoła Katolickiego. Otóż z jednej strony formalnie ciężko im coś zarzucić, bo przecież są katolikami, kapłani mają sukcesję apostolską, odprawiają mszę w starym rycie, który jest jak najbardziej dozwolony przez Kościół Katolicki - takiego wyraźnego pozwolenia udzielił chociażby sam papież Benedykt XVI, również chodzą oni na pielgrzymki do Częstochowy, odmawiają różaniec, uznają autorytet papieski... ale... mimo tego jest jednak coś nie tak...
Otóż w sposób subtelny, lub też bardziej bezpośredni nie ustają w jątrzeniu, w wielkich pretensjach do ostatnich papieży za to, że zaaprobowali postanowienia Soboru Watykańskiego II, że zmienili ryt mszy świętej, że wprowadzili ekumenizm, że zaprzepaścili wielowiekową tradycję. W taki sposób nieustannie podkopują autorytet papieży, ojców ostatniego soboru, podkopują wiarę w nieomylność Kościoła, kwestionują świętość tych papieży, których Kościół uznał za świętych (w szczególności mam na myśli Pawła VI, jak również Jana Pawła II oraz Jana XXIII).
Oczywiście jeśli chodzi o pretensje wobec św. Pawła VI - to największymi zarzutami są takie, że ten papież zaaprobował Sobór Watykański II, że uchylił obowiązek składania przysięgi antymodernistycznej, którą wprowadził św. Pius X (ten temat omówimy sobie później), za to że wprowadził nową mszę mimo braku wyraźnej aprobaty większości biskupów, odsunął łacinę, a wprowadził język narodowy, mimo iż poprzedni papieże w sposób nieomylny wprowadzili Łacinę i mszał trydencki który miał obowiązywać po wsze czasy pod groźbą ekskomuniki - ten argument omówimy sobie później, bo myślę, że jest to kluczowa kwestia w tym sporze). Z kolei aprobując Sobów Watykański II zaaprobował tym samym ekumenizm, który był przecież zabroniony nieomylnym nauczaniem papieskim2, a bramy zbawienia wiecznego były zamknięte dla tych, którzy nie należeli do Kościoła Katolickiego.
Często też można usłyszeć pretensje skierowane do Jana Pawła II, choć tutaj nie są już one takie odważne - może dlatego, że dla większości wiernych ten człowiek był postrzegany jako jeden z największych świętych naszych czasów, a heroizm jego wiary zdawał się być niekwestionowalny. A zarzuty, jakie mogłem usłyszeć pod jego adresem to takie, że w ciągu tak długiego pontyfikatu nawet palcem nie kiwnął, aby wszystko naprawić, co popsuł Paweł VI, nie przywrócił starego porządku, mimo iż miał taką władzę i takie możliwości. Całym swoim życiem aprobował ten ostatni (jak oni to nazywają - "zbójecki" sobór), włączał się aktywnie w ekumenizm, nie zezwolił na powszechne odprawianie mszy trydenckiej, a co gorsza - swoim przybranym imieniem w sposób jawny nawiązał do tego soboru poprzez przybranie imienia na cześć Jana XXIII i Pawła VI - tych dwóch papieży, którzy ten sobór zwołali i zakończyli, ustanowili nową mszę, zaprzepaścili wielowiekową tradycję i uchylili przysięgę antymodernistyczną.
Tak więc to co mi się rzuca na pierwszy rzut oka, to ich pewna wybiórczość i pewna niekonsekwencja - z jednej strony uznają wypowiedzi i ustalenia wcześniejszych papieży za nieomylne i nieodwołalne, ponieważ głoszą swoją wiarę w nieomylność Kościoła i właśnie nieomylność papieży, a z drugiej strony kwestionują tę nieomylność skoro uważają, że sobór i wspomniani ostatni papieże się mylili. Z jednej strony nie mają absolutnie żadnej wątpliwości, że papież Pius X jest święty, a z drugiej strony poddają w wątpliwość świętość papieża Pawła VI, który również został przez Kościół kanonizowany. I wystarczy posłuchać sobie filmów księdza Bańki z kanału "Szkoły akwinaty", aby zobaczyć, że zawsze jak mówi o Piusie X, to używa tytułu "święty", natomiast jak mówi o Pawle VI, to już tego tytułu nie używa. A więc jak to niby miałoby być z tą nieomylnością Kościoła, jeśli raz jest nieomylny, a innym razem omylny? Widzimy, że ogłoszenie Piusa X traktują jako nieomylne, a ogłoszenie Pawła VI jako omylne. Nasuwa mi się pytanie: dlaczego akurat tak, a nie odwrotnie?
Dlatego też na sam początek naszych rozważań chciałbym poruszyć właśnie ten temat - nieomylności głowy Kościoła. Dogmat ten został ogłoszony na Soborze Watykańskim I w 1870 roku i brzmiał on mnie więcej tak:
Za zgodą świętego Soboru nauczamy i definiujemy jako dogmat objawiony przez Boga, że Biskup Rzymski, gdy mówi ex cathedra – tzn. gdy sprawując urząd pasterza i nauczyciela wszystkich wiernych, swą najwyższą apostolską władzą określa zobowiązującą cały Kościół naukę w sprawach wiary i moralności – dzięki opiece Bożej przyrzeczonej mu w osobie św. Piotra Apostoła posiada tę nieomylność, jaką Boski Zbawiciel chciał wyposażyć swój Kościół w definiowaniu nauki wiary i moralności. Toteż takie definicje są niezmienne same z siebie, a nie na mocy zgody Kościoła.
Co jest istotne w tej nauce - to że ona definiuje pewne prawdy jako nieomylne i niezmienne. Jednakże to na co chciałbym zwrócić uwagę, to jakie są to prawdy. Po pierwsze, to co się przebija wyraźnie w tej definicji, to że te nauki dotyczą jedynie wiary i moralności. Ważne jest również to, że ta wypowiedź musi być ogłoszona jako dogmat w sposób uroczysty i nie pozostawiający wątpliwości, że głowa Kościoła z urzędu podaje to do wierzenia. Ale w tej definicji jest jeszcze coś bardzo ważnego, coś co może nie jest zbyt oczywiste. Chodzi mianowicie o ostatnie zdanie: "Toteż takie definicje są niezmienne same z siebie, a nie na mocy zgody Kościoła". W czym jest problem - to pokazuje, że aby jakaś nauka była nieodwołalna, to musi być ze swojej natury nieodwołalna, i co ważne - nie może być podyktowana jakąś zgodą Kościoła. A jakie nauki są niezmienne same z siebie, czyli ze swojej własnej natury? Ano przede wszystkim takie, których nic nie może już zmienić. Dla przykładu - nauka o wniebowzięciu Maryi - żadne wydarzenie z przyszłości nie jest w stanie zmienić tego faktu, które dokonało się w przeszłości. Kościół podaje do wiary, że to się stało i wiadomo, że się już nie odstanie, nic nie będzie w stanie tego faktu zmienić. I to jest właśnie ten przykład niezmienności samej z siebie. Podobnie jak w przypadku moralności - nic nie jest w stanie zmienić tego, że zabijanie nagle zacznie być czymś dobrym. Jest złe i zawsze będzie złe i również nic tego nie zmieni.
Tak więc to na co chciałbym położyć akcent, to jest to, że nam nieomylność błędnie się kojarzy z nieodwołalnością. Nieomylność i nieodwołalność to są dwie różne rzeczy. Nauki papieża głoszone z urzędu są uznawane jako pochodzące od Ducha Świętego, ale nie oznacza, że są nieodwołalne, że nawet Bóg nie może tego odwołać. Może taki przykład ze Starego i równocześnie Nowego Testamentu - kwestia rozwodów. Jak wiadomo z Ewangelii, Mojżesz pozwolił dać list rozwodowy żonie, gdy mąż w niej znajdzie coś odrażającego. To prawo zniósł Jezus. A spytany, dlaczego więc Mojżesz pozwolił na oddalenie żony, to odpowiedział, że pozwolił on ze względu na zatwardziałość waszych serc, ale od początku tak nie było. Zwróćmy na to uwagę, bo to jest świetny przykład ukazujący ten problem. Na początku nie było prawa rozwodu (mówi nam o tym Jezus, że na początku tak nie było). Potem pojawia się Mojżesz i pod natchnieniem pozwala dawać list rozwodowy ze względu na zatwardziałość serc Izraelitów. A na koniec Jezus ostatecznie znowu zabrania rozwodów. I zadajmy sobie pytanie - czy zatem polecenie Mojżesza, które zostało spisane w nieomylnej Biblii było zatem omylne? Czy Mojżesz się mylił? Otóż nie. Prawo Mojżesza było jak najbardziej natchnione, ale widzimy, że nie było odwołalne, bo zostało potem odwołane przez Jezusa.
Dlatego też wiara Kościoła opiera się na przekonaniu, że nauka papieży jest natchniona przez Ducha, ale nie oznacza, że nie może być nieodwołalna przez żadnego innego papieża, który w swoim nauczaniu z urzędu jest uznawany za prowadzonego przez tego samego Ducha. I potwierdza to sam Jezus Chrystus w 16 rozdziale Ewangelii Mateusza, gdzie mówi, że "Tobie dam klucze królestwa. Cokolwiek zwiążesz na ziemi, będzie związane w niebie, a..."... i teraz uwaga, to będzie najważniejsze... "… a cokolwiek rozwiążesz na ziemi, będzie rozwiązane w niebie". Widać, że klucze królestwa dał samemu Piotrowi, a nie wszystkim apostołom. Widać, że dał mu władzę rozwiązywania tego, co zostało związane. A jak zostało wcześniej związane w niebie, to można domniemywać, że zostało związane również inną władzą papieską. I tutaj Jezus wyraźnie mówi o możliwości rozwiązania tego, co zostało wcześniej związane. Taką władzę ma papież, niezależnie, czy się to nam podoba, czy też nie.
Pozostaje nam do omówienia jeszcze jeden ważny szczegół - bo na tym argumentacja się jeszcze nie kończy. Otóż tradycjonaliści postulują jeszcze jeden istotny aspekt przedsoborowego nauczania papieskiego, na który się powołują. Ma to związek z nazwą mszy trydenckiej - "msza wszech czasów". Zastanawiałem się, skąd ta nazwa - czy ktoś sobie arbitralnie tak orzekł, aby przemycić do naszej podświadomości oczywistą lepszość starej mszy nad nową, bo ta stara jest "wszech czasów"... Otóż chyba nie. Ta nazwa wzięła się stad, że papież św. Pius V nakazał stosować ryt trydencki po wsze czasy. I prawdopodobnie właśnie stąd ta nazwa... I tutaj niestety przebija się jedna subtelna manipulacja. Słowo "wszech czasów" kojarzy się z czymś, co jest najlepsze ze wszystkich czasów (np. kompozytor, czy jakiś skrzypek, gitarzysta wszech czasów). Jednak w rzeczywistości w przypadku mszy o wiele bardziej uczciwym określeniem byłoby "wieczysta msza". I podobnie jest w przypadku nauczania papieży odnośnie mszy, czy też niemożliwości zbawienia ludzi będących po za Kościołem Katolickim, które również zostały ogłoszone jako obowiązujące po wszystkie czasy.
I w tym momencie chciałbym omówić kwestię wszelkich bożych nauk i nakazów, które zostały nałożone na ludzi po wszystkie czasy. Zaczynamy oczywiście od Biblii - od Starego Testamentu. Pierwszym takim fragmentem będzie 2 Krn 2,3:
2 Krn 2,3 "Oto ja chcę wznieść świątynię imieniu Pana, Boga mego, która jemu byłaby poświęcona, aby składać przed nim wonne ofiary z kadzidła i kłaść stale chleby pokładne, i przynosić ofiary całopalne rano i wieczorem, w sabaty i dni nowiu księżyca, i w święta Pana, Boga naszego, jak to po wsze czasy jest w Izraelu"
Podobnie mamy w Rdz 17,9-10:
Rdz 17,9-10 Potem Bóg rzekł do Abrahama: „Ty natomiast i *WSZYSTKIE POKOLENIA PO TOBIE ZACHOWUJCIE MOJE PRZYMIERZE*. (10) Takie będzie moje przymierze, którego ty i twoje potomstwo będziecie przestrzegać między Mną a wami: wszyscy wasi mężczyźni mają być obrzezani.
No i jak teraz nasuwa mi się pytanie - jak ci tradycjonaliści mają nawracać na chrześcijaństwo Żydów, którzy mają po wsze czasy nakazane składać starotestamentalne ofiary, całopalenia, dalej się obrzezywać itd. Przecież tak samo i dla nich - są to rytuały i nakazy wszech czasów, podobnie jak i msza trydencka dla tradycjonalistów jest "wszech czasów". I o tyle gorzej, że o mszy nakazał papież - a skoro jedni papieże są nieomylni, a inni mogą być dla nich omylni, to do końca nie wiadomo, czy to było omylne, czy też nie - a te nakazy ze ST pochodzą bezpośrednio od Boga - i tutaj co do nieomylności nie powinno być żadnej wątpliwości. I co z tym zrobić?
Myślę, że odpowiedzi trzeba szukać znowu w Biblii. Tym razem chciałbym przypomnieć i skomentować naukę Jezusa Chrystusa, który w kazaniu na górze (od 5 do 7 rozdziału ew. Mateusza) pouczył nas, że nigdy ani jedna jota nie zmieni się w prawie, aż się wszystko wypełni, że niebo i ziemia prędzej przeminął, niż miałaby odpaść chociaż jedna kreska w prawie.
Przeczytajmy ten fragment:
Mt 5,18-39 (18) Zaprawdę bowiem, powiadam wam: Dopóki niebo i ziemia nie przeminą, ani jedna jota, ani jedna kreska nie zmieni się w Prawie, aż się wszystko spełni. (19) Ktokolwiek więc zniósłby jedno z tych przykazań, choćby najmniejszych, i uczyłby tak ludzi, ten będzie najmniejszy w królestwie niebieskim. [...] (20) Bo powiadam wam: Jeśli wasza sprawiedliwość nie będzie większa niż uczonych w Piśmie i faryzeuszów, nie wejdziecie do królestwa niebieskiego. [...] (31) Powiedziano też: Jeśli ktoś chce oddalić swoją żonę, niech jej da list rozwodowy. (32) A Ja wam powiadam: Każdy, kto oddala swoją żonę - poza wypadkiem nierządu - naraża ją na cudzołóstwo; a kto by oddaloną wziął za żonę, dopuszcza się cudzołóstwa. (33) Słyszeliście również, że powiedziano przodkom: Nie będziesz fałszywie przysięgał, lecz dotrzymasz Panu swej przysięgi. (34) A Ja wam powiadam: Wcale nie przysięgajcie [...] (37) Niech wasza mowa będzie: Tak, tak; nie, nie. A co nadto jest, od Złego pochodzi. (38) Słyszeliście, że powiedziano: Oko za oko i ząb za ząb! (39) A Ja wam powiadam: Nie stawiajcie oporu złemu: lecz jeśli cię ktoś uderzy w prawy policzek, nadstaw mu i drugi.
Jak widać, po tym zapewnieniu, że żadna jota nie zmieni się w prawie, Jezus zaczyna właśnie zmieniać prawo mojżeszowe. Mojżesz pozwalał oddalić żonę, Jezus to uchyla. Prawo zezwalało na zemstę, Jezus już zabrania, prawo nakazywało dotrzymywać przysięgi, Jezus zabrania przysięgać. Pamiętamy również scenę z kobietą przyłapaną na cudzołóstwie, gdzie padają znane nam słowa "kto z was jest bez winy, niech pierwszy rzuci kamieniem". A z kolei prawo mojżeszowe jasno stanowiło, że pierwszym, który ma rzucić kamieniem to mają być świadkowie tego wykroczenia (Pwt 17,7). Ponadto prawo zabraniało spożywania pokarmów nieczystych, a Jezus to uchyla czyniąc wszystkie pokarmy czystymi (Mk 7,19).
Ale to jeszcze nic... Najciekawsze jest to, że kilkadziesiąt lat po zmartwychwstaniu Jezusa apostołowie zebrali się na pierwszym soborze powszechnym w Jerozolimie i tam ostatecznie znieśli starotestamentalne prawo, a w szczególności obrzezanie. Unieważnili nie to że jakąś jedną literkę, małą jotę, ale cały ogromny rozdział pięcioksięgu mojżeszowego nagle w ciągu jednego dnia (przepraszam za wyrażenie) trafił do kosza. I jak to się ma do słów Jezusa, który nauczał, że ani jedna kreska nie zmieni się w prawie?
Otóż myślę, że odpowiedź na to pytanie jest... Zawsze mnie zastanawiało, co może oznaczać ta część zdania "aż się wszystko wypełni". Mało kto zwraca w ogóle na to uwagę. Czyli Jezus powiedział "nie zmieni się ani jedna jota, aż się wszystko wypełni". Cóż jest to "aż się wszystko wypełni" w tym zdaniu? Otóż przyszło mi do głowy, że to jest jakieś "coś", co jest wiadome tylko i wyłącznie Bogu. Bóg ustanawiając jakiś nakaz może mieć czasem na myśli jakiś plan, aby się to wykonało. I tym samym może przyjść taki moment, w którym stwierdzi, że coś się wykonało i to należy w tym momencie zmienić. Tak jak mnie uczono na religii - przykazania Boże ustanowił Bóg i tylko On może je zmieniać. Przykazanie kościelne ustanowił Kościół i Kościół może je zmienić. Innymi słowy - żadna jota nie ma prawa być zmieniona przez człowieka, co Bóg ustanowił, to ma być wiążące bezterminowo. Żaden człowiek nie może ani tego zmieniać, ani odwołać. Odwołać może tylko i wyłącznie Bóg, nie człowiek. Tak też widać to w bezpośrednim kontekście tej nauki - "Ktokolwiek więc zniósłby jedno z tych przykazań, choćby najmniejszych, i uczyłby tak ludzi, ten będzie najmniejszy w królestwie niebieskim", co też w pewien sposób może nawiązywać do pewnego problemu, jaki zastał Jezus Chrystus.
Mt 15,3-6 (3) On im odpowiedział: Dlaczego i wy przekraczacie przykazanie Boże z powodu waszej tradycji? (4) Bóg przecież powiedział: Czcij ojca i matkę oraz: Kto złorzeczy ojcu lub matce, niech śmierć poniesie. (5) Wy zaś mówicie: „Kto by oświadczył ojcu lub matce: Darem [złożonym w ofierze] jest to, co miało być ode mnie wsparciem dla ciebie, (6) ten nie potrzebuje czcić swego ojca ani matki”. I tak ze względu na waszą tradycję znieśliście przykazanie Boże.
Tutaj widzimy, że żydzi zmieniali to prawo Boże samowolnie i właśnie stad mogła wypływać ta nauka, że żadni ludzie nie mają prawa uchylać ani jednej kreski, ani jednej joty z prawa bożego. To prawo może zmienić jedynie Bóg. A Bóg jak wiadomo, może zmieniać prawo przez Ducha Świętego i przez prymat papieski - cokolwiek zwiążecie, będzie związane, co rozwiążecie, będzie rozwiązane.
Tak też powiedział Piotr na tym soborze w Jerozolimie, kiedy uchylał konieczność obrzezania w 15 rozdziale Dziejów Apostolskich: "Postanowiliśmy Duch Święty i my...". Lub jeszcze inaczej - te słowa Jezusa "ani jota nie zmieni się w prawie" można sparafrazować słowami abp Grzegorza Rysia: "co wolno wojewodzie, to nie tobie kasztelanie". Dlatego też Bóg ustanawiając prawa "wieczyste" jak to zrobił zarówno w Starym Testamencie, jak przez usta przedsoborowych papieży, zrobił to jako obowiązujące bezterminowo do odwołania, a odwołać to mógł jedynie On sam. Związał prawo rękami papieża, toteż mógł i rozwiązać je również rękami innego papieża, podobnie jak związał wieczyste prawo obrzezania, składania całopaleń przez usta Mojżesza, tak też rozwiązał to wieczyste prawo przez usta św. Piotra na soborze Jerozolimskim opisanym w 15 rozdziale Dziejów Apostolskich. Warto przypomnieć sobie również inną scenę z tej księgi, kiedy to Bóg zesłał św. Piotrowi wizję spadającego płótna z dzikimi zwierzętami i Bóg kazał mu zabijać i jeść. Piotr powiedział, że prawo mu zabrania jeść nieczystych zwierząt. Na to Bóg do Piotra - „nie mniej za skalane tego, co Bóg oczyścił” (scena z 10 rozdziału Dziejów apostolskich) . To jest dobitny przykład, jak Bóg przez św. Piotra dokonuje radykalnych zmian, które były ustanowione po wsze czasy.
I w tym miejscu chciałbym wrócić do św. Piusa V i X.
Sam ksiądz Bańka przyznaje, że msza trydencka też w pewien sposób ewoluowała, a sam Papież Pius X nie bał sie reform i dokonywał zmian w liturgii...
No... muszę przyznać, że doznałem wielkiego mega szoku jak to usłyszałem... Przecież tradycjonaliści zarzucając takie rewolucyjne zmiany w liturgii powołują się na bullę papieską św. Piusa V - Quo primum tempore, który ustanowił mszę trydencką po wsze czasy. No to pozwolę sobie zacytować tę bullę:
[...] przez tę obecną Konstytucję, która będzie mieć moc prawną po wsze czasy, nakazujemy i polecamy, pod groźbą kary Naszego gniewu, aby nic nie było dodane do Naszego nowo wydanego Mszału, nic tam pominięte, ani cokolwiek zmienione.
Proszę zobaczyć - ta bulla zakazuje jakichkolwiek zmian w mszale. Tu nie ma absolutnie żadnego miejsca na jakiekolwiek troszeczkę, na delikatne zmiany. Zakazane są bezwzględnie wszelkie zmiany. Więc tym samym tradycjonaliści mając świadomość, że św. Pius wprowadzał zmiany w liturgii, powinni z automatu zakwestionować jego świętość. Sam papież św. Pius X Zrobił to, co wg ich własnego toku rozumowania było bezwzględnie zabronione.
Tak więc widzą państwo, że problem nieomylności Kościoła stanowi problem dla tradycjonalistów, nie dla nas, ponieważ oni nie mogą pogodzić dekretów przedsoborowych i posoborowych papieży - dla nich jest to ewidentna sprzeczność - albo jeden papież się mylił, albo drugi papież się mylił - a dla nas z kolei możliwym jest uznanie, że i jeden i drugi mógł mieć rację. Dla nich nie może być święty i papież Pius X, który ustanowił przysięgę antymodernistyczną, jak i Paweł VI, który ten obowiązek uchylił. Dla nas z kolei nie stanowi to problemu - i jeden i drugi mógł mieć rację, i jeden i drugi mógł być kierowany Duchem Świętym, jak i jeden i drugi jest świętym. Może aby to łatwiej zobrazować, podam taki prosty przykład. Może część z państwa z tym konkretnym przykładem się nie zgodzi, ale tu chodzi bardziej o zilustrowanie problemu, niż o przekonanie do tego konkretnego przykładu, który podam. Pamiętamy jak kilka miesięcy temu nasze władze zabroniły wchodzić do lasów w związku z zagrożeniem epidemiologicznym. Kilka tygodni później rząd uchylili ten zakaz. I również można by się było spytać, która decyzja była właściwa, bo przecież zakaz wchodzenia do lasu zaprzecza pozwoleniu wchodzenia do lasu. Więc też można by było powiedzieć, że tylko jedna decyzja była słuszna, a ta druga błędna. Otóż nie koniecznie, bo zarówno jedna jak i druga decyzja, mimo iż pozornie sprzeczna, to mogły być racjonalne... Najpierw zabronili wchodzić do lasu, bo może była uzasadniona obawa, że jak nie będzie tego wyraźnego zakazu, to wszyscy ludzie uznają, że wolno tam chodzić i wówczas mogłoby dochodzić do masowych zakażeń. A później uchylili ten zakaz, bo uznali, że dalsze zabranianie nie wyjdzie na dobre, ale na złe. Wtedy uznali, że mieli już sytuację częściowo opanowaną, ludzie zaczęli chodzić w maskach, było więcej słońca, które lepiej pracowało na naszą odporność, zmniejszał się sezon zachorowań wiosennych i ludzie byli też już na skraju wyczerpania psychicznego po tym uwięzieniu w 4 ścianach. A więc obydwie decyzje, choć pozornie sprzeczne, to jednak mogły być uzasadnione. Osobiście mam poważne wątpliwości czy liczba ciężkich przypadków zachorowań na koronawirusa, oraz ta śmiertelność (10 osób dziennie, z czego 9 to osoby starsze z chorobami współistniejącymi na 40 mln mieszkańców to jest większa od śmiertelności grypy, czy też od śmiertelności spowodowanej przypadkowym spadnięciem cegły na głowę) - ale to zostawmy, bo nie o tym rozmawiamy...
Tak więc dla nas Kościół wciąż żyje, bramy piekielne go nie przemogły, papieże nie są dla nas niegodziwcami - również dotyczy to papieża Franciszka, który z wielkim smutkiem muszę przyznać, że od tradycjonalistów dostaje chyba najmocniej ze wszystkich papieży. W tym temacie bardzo polecam film Tomasza Samołyka o papieżu Franciszku3. Tym samym my nie mamy powodu, aby kwestionować autorytet Kościoła czy to przedsoborowego, czy też tego po ostatnim soborze.
W tym momencie chciałbym poruszyć problem tzw. tradycji, na którą powołują się tradycjonaliści. Zacznijmy może od przytoczenia nauki Kościoła z naszego katechizmu ukazującego jej wagę:
KKK 95 "Jasne więc jest, że święta Tradycja, Pismo święte i Urząd Nauczycielski Kościoła, wedle najmądrzejszego postanowienia Bożego, tak ściśle ze sobą się łączą i zespalają, że jedno bez pozostałych nie może istnieć, a wszystkie te czynniki razem, każdy na swój sposób, pod natchnieniem jednego Ducha Świętego przyczyniają się skutecznie do zbawienia dusz".
Jaki jest problem z tą tradycją, która jest elementem centralnym tradycjonalistów? No moim zdaniem taki, że większość z nich nie rozróżnia wielkiej Tradycji, która jest Tradycją apostolską, której nauka ma związek z czasami i nauczaniem apostolskim, od tradycji pisanej małą literą, a której istotą jest jedynie obecność pewnego zjawiska, nauki, zachowania w pewnym konkretnym okresie czasu Kościoła, lecz nie mająca zbyt wiele wspólnego z tradycją apostolską. Dla przykładu - co może być taką małą tradycją - np. w ostatnim czasie w święto św. Krzysztofa - patrona kierowców tradycyjnie święci się pojazdy mechaniczne. Jest to jakby nie patrzeć też jakaś tam tradycja naszego Kościoła. Również i Nowa Msza - z uwagi na ponad pół-wieczny staż można uznać za naszą obecną tradycję. Ale czy to jest ta tradycja, na której opiera się nauka Kościoła? Moim zdaniem nie! Tradycja, o której mowa, to wielka Tradycja apostolska pisana wielką literą. I do niej należy ta nauka, która była przekazywana z pokolenia na pokolenie aż od czasów apostołów, którą najczęściej została nam podana za pośrednictwem ojców Kościoła, a której najczęściej nie odnajdujemy bezpośrednio w Słowie Bożym. Dla przykładu - taką wielką tradycją jest chociażby kanon Starego i Nowego Testamentu, autorstwo 4 Ewangelii, męczeństwo apostołów (np. Piotra i Pawła), dogmaty maryjne, świętowanie niedzieli, sprawowanie mszy, triduum paschalne, czy też stacje drogi krzyżowej, sposób interpretacji Pisma Świętego, istota św. Trójcy, czy też obecność prawdziwego ciała i prawdziwej krwi Chrystusa w konsekrowanym chlebie i winie. To są właśnie przykłady tej wielkiej Tradycji, na których opiera się nauka Kościoła Katolickiego. Natomiast sama liturgia, choć niewątpliwie jest tradycją Kościoła, to jednak nie może być stawiana na równi z Tradycją apostolską, która wraz z objawieniem biblijnym stanowi fundament naszej wiary.
Na sam koniec tych rozważań pierwszej części tej polemiki chciałbym poruszyć problem listu do Galatów, na który paradoksalnie bardzo często powołują się tradycjonaliści, cytując bardzo charakterystyczne słowa św. Pawła:
Ga 1,6-9 Nadziwić się nie mogę, że od Tego, który was łaską Chrystusa powołał, tak szybko chcecie przejść do innej Ewangelii. Innej jednak Ewangelii nie ma: są tylko jacyś ludzie, którzy sieją wśród was zamęt i którzy chcieliby przekręcić Ewangelię Chrystusową. Ale gdybyśmy nawet my lub anioł z nieba głosił wam Ewangelię różną od tej, którą wam głosiliśmy - niech będzie przeklęty! Już to przedtem powiedzieliśmy, a teraz jeszcze mówię: Gdyby wam ktoś głosił Ewangelię różną od tej, którą [od nas] otrzymaliście - niech będzie przeklęty!
Tutaj właśnie tradycjonaliści wręcz grzmią, że święty Paweł przestrzega, a wręcz ostro potępia przed przyjęciem nowej nauki, która nie została podana wcześniej przez apostołów. Ale czy rzeczywiście o taki sens tutaj chodzi? Okazuje się, że nie, na co wskazuje wyraźnie cały kontekst tego listu. Tak się paradoksalnie składa, że św. Paweł właśnie przestrzega przed tymi, którzy wchodzą i usiłują podtrzymać starowiekową tradycję mojżeszową polegającą na konieczności obrzezania, a która to tradycja została definitywnie uchylona na Soborze Jerozolimskim, który został opisany w 15 rozdziale Dziejów Apostolskich. Tak więc św. Paweł przestrzega nie przed przyjęciem nowej nauki i odrzuceniem starej, tradycyjnej i wielowiekowej nauki mojżeszowej, jak to interpretują tradycjonaliści, ale wręcz przeciwnie - przed przyjęciem nauki z ręki tych, którzy nie zostali upoważnieni przez głowę Kościoła, przez kolegium apostołów obecnych na tym soborze, przez ustalenia powzięte na ostatnim soborze. To właśnie na tym soborze Kościół definitywnie ustalił, że obrzezanie już więcej nie obowiązuje, zostaje wycofane i nie należy tego nauczać. A mimo tego do Galacji weszli nauczyciele, którzy usiłowali podtrzymać tę poprzednią tradycję. I o tym właśnie bardzo wyraźnie w tym liście pisze św. Paweł. Zobaczmy:
Ga 5:1-12 bt5 "Ku wolności wyswobodził nas Chrystus. A zatem trwajcie w niej i nie poddawajcie się na nowo pod jarzmo niewoli! Oto ja, Paweł, mówię wam: Jeżeli poddacie się obrzezaniu, Chrystus wam się na nic nie przyda. I raz jeszcze oświadczam każdemu człowiekowi, który poddaje się obrzezaniu: jest on zobowiązany zachować wszystkie przepisy Prawa. Zerwaliście z Chrystusem wszyscy, którzy szukacie usprawiedliwienia w Prawie; wypadliście z łaski. My zaś z pomocą Ducha dzięki wierze wyczekujemy spodziewanej sprawiedliwości. Albowiem w Chrystusie Jezusie ani obrzezanie, ani jego brak nie mają żadnego znaczenia, tylko wiara, która działa przez miłość. Biegliście tak wspaniale! Kto wam przeciął drogę trwania przy prawdzie? Wpływ ten nie pochodzi od Tego, który was powołuje. Trochę kwasu zakwasza całe ciasto. Mam co do was ufność w Panu, że innego zdania niż ja nie będziecie. A na tym, który sieje między wami zamęt, zaciąży wyrok potępienia, kimkolwiek by on był. Co do mnie zaś, bracia, jeśli nadal głoszę obrzezanie, to dlaczego w dalszym ciągu jestem prześladowany? Przecież wtedy ustałoby zgorszenie krzyża. Bodajby się do końca okaleczyli ci, którzy was podburzają.
I na tym skończę część pierwszą tej polemiki. W dalszej części, albo dalszych częściach pochylimy się nad konkretnymi argumentami ks. Bańki, poruszymy problem przysięgi antymodernistycznej, też może samego modernizmu i modernistów, opowiemy sobie o rzekomych skutkach tego Soboru Watykańskiego II, które przytacza wielki autorytet tradycjonalistów - Roberto de Matei, poruszymy problem ekumenizmu i porównaniu obydwu mszy i co mi tam jeszcze przyjdzie w między czasie do głowy, albo co się być może wyłoni w komentarzach pod tym filmem. Zobaczymy.
1 https://www.youtube.com/watch?v=uoylo5qgAIQ
2 Oświadczamy, mówimy, definiujemy i ogłaszamy, że do zbawienia każdego stworzenia ludzkiego absolutnie konieczna jest podległość rzymskiemu papieżowi (papież Bonifacy VIII, bulla Unam Sanctam, 1302)
Święty Kościół Rzymski stanowczo wierzy, wyznaje i głosi, że nikt z poza Kościoła Katolickiego, nie tylko poganie, ale także żydzi i heretycy i schizmatycy, nie może mieć życia wiecznego; ale że oni pójdą do ognia wiecznego przygotowanego dla szatana i jego aniołów, jeśli przed śmiercią do niego nie dołączy; i dlatego ważna jest jedność tego ciała eklezjalnego, z której tylko ci pozostali w tej jedności mogą skorzystać dla zbawienia przez sakramenty Kościoła, i że tylko oni mogą otrzymać wieczną nagrodę za swoje posty, jałmużny i inne dzieła chrześcijańskiej pobożności i obowiązki chrześcijańskiego żołnierza. Nikt inny, nawet jeśli jego jałmużna jest tak wielka jak może być, nikt, nawet jeśli przelewa swoją krew w imię Chrystusa, nie może zostać zbawiony, jeśli nie pozostanie w łonie i w jedności Kościoła Katolickiego (papież Eugeniusz IV, bulla Cantate Domino, 1442)